Pukanie do drzwi jest ważne, ale nie wszyscy o tym wiedzą - platoniczna rośka FF (oneshot)

 Zanim przejdziesz do czytania, proszę: NIE plagiatuj/kopiuj mojej pracy, NIE tłumacz bez uzyskania pozwolenia, NIE publikuj na żadnej innej platformie.
PAMIĘTAJ, że będę starannie śledzić, czy moje prace nie są gdzieś publikowane BEZ mojej zgody. 
Z góry dziękuję za uszanowanie praw autorskich.

---

Tadeusz powinien był wiedzieć, że nigdy nie spełni swoich marzeń.

Wojna stała nad progiem jego domu jak zły omen, a w końcu wpadła do środka, wyważając drzwi i rozdzierając wszystko na strzępy. Powiedział tak kiedyś do Janka, który skwitował to z gorzkim uśmiechem słowami: 

- Widocznie nigdy nie nauczyła się pukać.

Tadeusz zapamiętał te słowa i spisał w swoim pamiętniku, ponieważ Janek był dla niego wszystkim. Janek był piękny. Rudawe włosy okalające jego piegowate twarz przyciągały wzrok Tadeusza jak magnes. Janek był mądry. Wymieniał z Tadeuszem tysiące poglądów, pomysłów i planów. Janek był uzdolniony. Rysował, rzeźbił i konstruował rzeczy, o których nikomu się nie śniło.

Tadeusz nie był do końca pewny, kim dla siebie byli. Nie byli przyjaciółmi - jedynym przyjacielem Tadeusza był Alek. On i Janek, to było coś więcej, połączenie silniejsze od przyjaźni, silniejsze od miłości (ponieważ Tadeusz nie wierzył w miłość).

W każdym razie, kiedy wojska niemieckie zajęły Warszawę, Tadeusz był pewien, że marzenia się skończyły, a wszystkie plany legły w gruzach. Mógł uśmiechać się do Janka uspokajająco. Mógł udawać, że wierzy w dobre zakończenie wojny. Mógł mówić, że nie straci nikogo ważnego. Mógł modlić się do Boga, że wszystko będzie dobrze.

Nie było.

___

Spotkania przyjacielskie były trudniejsze, zwłaszcza, że Tadeusz całym sobą oddawał się walce przeciwko okupantowi i akcjom Małego Sabotażu. Ale w nieliczne dni i noce udawało mu się spotykać z Jankiem. Nocował wtedy u niego w mieszkaniu, zapominając na chwilę o zewnętrznych świecie i o tym, co się dzieje na ulicach Warszawy.

Dziś był taki wieczór.

On i Janek szli ulicami, śpiesząc się do mieszkania przed godziną policyjną. Zmrok zapadał dookoła nich, a Tadeusz upajał się dźwięcznym śmiechem Janka, zapominając o niebezpieczeństwie.

- Myślałem - mówi Janek. - co będzie z nami po wojnie.

Tadeusz uśmiecha się. 

- Tak?

- Tak. Widzisz, tutaj jest za dużo wspomnień, za dużo koszmarów, za dużo wszystkiego. Chciałbym wyjechać.

- Gdzie, Janku?

- Nie wiem. Do Rzymu, śladami Sienkiewicza. Albo lepiej do Paryża. Umiem francuski i ty też umiesz, Tadeusz. Pojedziesz ze mną do Paryża?

Tadeusz uśmiecha się, smutek zabarwia jego oczy. Nie wie, czy wojna się skończy. Nie wie, kiedy się skończy. Nie wie, jak się skończy. Ale mimo to, chce, żeby Janek dalej się uśmiechał, dalej marzył, dalej planował. 

- Oczywiście. - mówi. 

- W takim razie pojedziemy!

Serce Tadeusza zadrżało.

___

Dotarcie do mieszkania Janka nie zajmuje im długo. Zdejmują buty w korytarzu, Tadeusz uprzejmie wita się z obecnym w domu ojcem swojego przyjaciela i zamykają się w pokoju.

Nie rozkładają dmuchanego materaca, na którym powinien spać Tadeusz, a natychmiast wskakują do jednego łóżka. Janek kładzie się na Tadeuszu, zmuszając go do przytulenia, chociaż będąc szczerym drugi nawet się nie opiera. Mała lampka tli się przyciemnionym światłem na komodzie obok nich - nie chcą zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi niemieckich żołnierzy.

- Czy jest ci wygodnie? - szepcze Tadeusz do ucha Janka.

- Z tobą zawsze.

Uśmiechają się do siebie, tonąc w swoich objęciach. Marząc o lepszym świecie i myśląc o tym, jak cudne mogłoby być życie, gdyby nie ta okropna wojna.

- Szukałem dziś frezji. - mówi Tadeusz. 

- Po co?

- Dla ciebie.

- To wiem. - Janek uśmiecha się. - Ale czemu akurat frezji?

- To ładne kwiaty.

Janek śmieje się.

- To symbol przyjaźni, prawda? Frezje są symbolem przyjaźni, zaufania i troskliwości. Mówiłeś mi to w liceum, Zosiu.

- Pamiętasz?

- Pamiętam wszystko, co powiesz.

Zasypiają. 

może nie powinni byli.

___

Mijają dni. Tadeusz nie widzi się z Jankiem przez ten okres, zbyt pochłonięty swoimi obowiązkami. Źle się dzieje. To niepokojące i martwi nie tylko Tadeusza ale i Alka.

Kiedy kolejny raz widzi się z Jankiem po kilku miesiącach. Uśmiechają się do siebie podczas narady. Siedzą po przeciwnych stronach stołu i są na odrobinę innych szczeblach, ale to nie przeszkadza im rzucaniu sobie spojrzeń. 

- Czy ktoś ma jakiś pomysł jak wywabić Niemców z uliczki i przedrzeć się przez aleję Szucha? - pyta jeden z dowódców. - Zośka?

- Jedyne rozwiązanie, jakie widzę, jest zastosowanie ludzkiej przynęty, że tak powiem.

Cisza.

- Żartujesz sobie? - pyta Janek. - Narażenie życia innej osoby, żeby uzyskać jakąś korzyść jest...

- Jedynym wyjściem, Rudy.

- Nie, Zośka, nawet sobie za mnie nie kpij. Mówiłeś mi, że...

- Nie jest ważne co mówiłem. - rzuca Tadeusz. Reszta zgromadzonych wymienia ze sobą spojrzenia. Nikt nie ma odwagi przerwać tym dwóm młodym mężczyzną, których decyzje są zawsze bezbłędne. - To jedyne wyjście.

- Ale...

- Nie ma ale, Rudy. Jeśli mówię, że nie ma innego sposoby, który zapewni nam sukces, to znaczy, że go nie ma.

- To narażenie życia dla tej osoby! To równoznaczne z wyrokiem śmierci! 

- I co z tego?! - Tadeusz zrywa się z krzesła i uderza dłońmi w stół. - Jakie to ma znaczenie?! Jeden czy dwa trupy więcej nie są nic warte! Przestań żyć marzeniami, Janek! Dorośnij!

Nikt nawet nie zwraca uwagi na brak pseudonimu w wypowiedzi Tadeusza. Zapada ogłuszające cisza.

- Myślę, że to koniec spotkania na dziś. - mówi cicho przewodniczący. - Przemyślimy sprawę i rozpatrzymy twoją propozycję, Zośka.  Wychodzimy parami, Rudy, Zośka pierwsi, za dwadzieścia minut kolejni. 

Para przyjaciół opuszcza pomieszczenie. Idą w ciszy do mieszkania Tadeusza, gdzie mieli dzisiaj nocować.

- Nie mogłeś mówić poważnie. - szepcze Rudy. - Jak możesz mówić, że czyjeś życie jest nic nie warte, Tadeuszu?

- To prawda. Jest wojna, Janek, zrozum to. Możesz sobie marzyć o tym, że po wojnie pojedziemy do Paryża, ale...

- Nie chcę jechać z tobą do żadnego Paryża! - krzyczy Janek. - Nie chcę żyć z osobą, która poświęciła innych! Nie chcę, rozumiesz? Nie chcę!

Ałć.

Tadeusza zabolało serce.

- Więc nie jedź. - mówi. - Jedź sam. To nie tak, że mi na tobie zależy.

A potem Tadeusz odchodzi, zostawiając za sobą oszołomionego przyjaciela. 
Żaden z nich nie płacze - są dorosłymi ludźmi. Ale ból w ich sercu był większy niż ocean łez rozpaczy.

___

Janka aresztowano. W nocy, w dzień w którym on i Tadeusz się pokłócili, gestapowcy wpadli do jego mieszkania.

 Po krótkiej rewizji zabrano Rudego i jego ojca na Pawiak. Niemcy szukali dowodów przeciwko Jankowi, choć tak naprawdę dowody nie były im nawet potrzebne. Chcieli tylko wiedzieć, co knuje on i reszta oporu. Znaleziono rzeczy, których przeznaczenie nie budziło żadnych wątpliwości. 

A potem, zanim Janek nawet zdążył się jako tako oswoić z sytuacją, rozpoczęto przesłuchanie. Wypierał się wszystkiego. Zaczęło się bicie. Katujący go Niemcy z uporem i bez przerwy żądali adresów i nazwisk. Bicie trwało bez ustanku z parogodzinnymi przerwami. 

 Deptali mu dłonie, gdy leżał wyczerpany na kamiennej posadzce, gdy leżał wyczerpany bez sił. Janek był chudy i dość drobny, już pierwsze bicia doprowadziły go do utraty przytomności, do osłabienia. Ból był za duży, a on tęsknił za ukojeniem. Więc mdlał. Zemdlenia były ulgą w torturach. 

W celi pomogli mu więźniowie, ale Janek był otłumiony bólem. Pytano go, co mu jest, za co tu jest, czy coś jeszcze mogą dla niego zrobić.

Janek patrzył na nich niewidzącym wzrokiem, a z jego spierzchniętych, pokaleczonych ust wydobywały się tylko ciche błagania.

- Tadek, Tadek, chodź. - szeptał. - Pomóż mi, przepraszam, przepraszam, byłem głupi, nie chciałem się kłócić, tylko błagam, zabierz mnie stąd.

___

W międzyczasie Taduesz planuje akcję. Pierwsza kończy się niepowodzeniem. Zanim nawet wóz z więźniami zdąży przyjechać, dostaje rozkaz zakończenia akcji. Martwi się i boi o swojego przyjaciela. Zagryza wargi zdenerwowany, a jego mózg krzyczy szybciej, szybciej, nie ma czasu.

A potem nadchodzi druga szansa - więźnie mają być przetransportowani w inne miejsce. Tadeusz jest już gotowy - rozstawia swoich ludzi dookoła placu, Alek ściska jego dłoń uspokajająco. To nie to samo, co Janek. Alek nigdy nie był tak samo ważny, ale Tadeusz jest mu wdzięczny.

Jego serce kołacze jednak prędko, a mózg woła : szybciej, szybciej, szybciej.

Zbliża się od Placu Teatralnego więźniarka niemiecka - kierowca zauważa poruszenie na ulicach i próbuje zawrócić. Na to jednak Tadeusz jest przygotowany. Szoferka, na jego znak, staje w ogniu.

Walka się toczy. Mijają bezcenne sekundy, Tadeusz się niepokoi. Wreszcie, wreszcie, ostatni niemiec pada trupem. Tadeusz biegnie w stronę samochodu, Alek już otwiera tył więźniarki. Dopiero gdy cała grupa więźniów wybiega się z wozu, ukazuje się wypełzający na czworakach przez ławki Janek.

Tadeusz płacze z ulgi i radości. Bierze go w ramiona, delikatnie, jakby jego przyjaciel mógł się zaraz rozpaść i niesie do samochodu. Janek jęczy z bólu, samochód rusza. 

Tadeusz siada obok niego, trzymając opiekuńczo w ramionach, kołysząc uspokajająco. Zamieszanie ucicha, przyjaciele uśmiechają się do siebie. 

Tadeusz patrzy tylko na Janka.

Ten spogląda na niego, olbrzymimi, rozwartymi oczyma. Na twarzy poprzez skurcz bólu maluje się uśmiech. Bierze w dłoń rękę Tadeusza i trzyma mocno. Dłonie ma czarne i spuchnięte. 

 - Tadeusz, Tadeusz, przyjechałeś. Nie myślałem, że przyjedziesz. - szepcze.

___

Janek tulił się w łóżku do Tadeusza, nie pozwalając mu odejść. Trzymał go mocno, łzy bólu płynęły mu po twarzy. Trzymał oczy szeroko otwarte, chociaż jedynym, czego pragnął był sen. Tadeusz zauważył to i uśmiechnął się do niego uspokajająco.

- Śpij, Janku. - powiedział, składając miękki pocałunek na jego czole. - Śpij. Obiecuję, że cię nie zostawię.

Janek uśmiechnął się do niego.

- Obiecaj mi jeszcze jedno. - wyszeptał. - Obiecaj, że pojedziesz ze mną do Paryża.

- Oczywiście. - szepnął Tadeusz. 

To był błąd. 

Nie powinien był pozwalać Jankowi zasnąć.

Powinien był wiedzieć, że jego marzenia nigdy się nie spełnią.

Powinien był mówić do Janka, śpiewać mu, kazać mu być przytomnym.

Powinien był zostać przy nim, nie wstawać, nie odchodzić.

Ale nie zrobił tego.

Zamiast tego wyszedł, zostawił Janka i kupił bukiet frezji. 

A Janek zasnął i nie obudził się nigdy więcej. Wraz z nim zasnęła jakaś cząstka duszy Tadeusza, zwiędły frezje, które pielęgnował w swoim sercu od tak dawna.

Widać śmierć, tak jak wojna, nigdy nie nauczyła się pukać.


Komentarze

Popularne posty